Teściowa jest sekretarzem w Urzędzie Gminy, a synowa dostała pracę w Ośrodku Pomocy Społecznej. Chodzi o Martę Iskierkę, synową Danieli Iskierki, sekretarza UG Niemce, która od marca pracuje w księgowości OPS (to jednostka organizacyjna gminy, siedzibę ma w tym samym budynku). Przypadek? Nawet jeżeli tak, to nie jedyny.
W Referacie Finansowym UG pracuje Teresa Strzelec-Grabowska, swatowa pani sekretarz. W Zakładzie Gospodarki Komunalnej zatrudniono zięcia siostry Danieli Iskierki.
O sprawie poinformował nas oburzony Czytelnik. Zwierzchnicy wymienionych osób podkreślają, że rodzinne koligacje nie miały wpływu na ich zatrudnienie. - Pani Iskierka została wybrana w konkursie. Miała wiedzę z księgowości, znała też odpowiedzi na stawiane pytania - np.: ile trwa kadencja wójta? - tłumaczy Barbara Ściseł, p.o. kierownika OPS. - To, że pan Cyrankiewicz dostał pracę, nie miało nic wspólnego z tym, że jest zięciem siostry pani sekretarz - podkreśla Wiesław Zembrzycki, dyrektor ZGK.
Kiedy idzie się korytarzem urzędu, na drzwiach można kilkakrotnie zobaczyć nazwisko Czyżyk. Takie samo widnieje przy wejściu do gabinetu wójta. Anna Czyżyk pracuje w Zakładzie Gospodarki Komunalnej, a Bożena Czyżyk - w księgowości. Przypadkowa zbieżność nazwisk? - W takiej małej miejscowości Czyżyków jest wielu, niekoniecznie muszą być spokrewnieni - zaznacza dyr. Zembrzycki. - To akurat nie jest prawdą, bo są rodziną - ripostuje Sławomir Mroczek, radny gminy.
Sprawy nie chcą komentować władze Niemiec. - Nie mam upoważnienia do udzielania informacji - ucięła sekretarz Iskierka. I odesłała nas do zastępcy wójta Jarosława Królika. Ten powiedział mniej więcej to samo i... poradził, żeby poprosić o komentarz wójta Stefana Czyżyka. Ten był przez 2 dni nieuchwytny. - Wójt jest chory - usłyszeliśmy w sekretariacie.
Mieszkańcy Niemiec zżymają się, kiedy pytamy ich o koligacje urzędzie. - Wszyscy o tym wiedzą. Oczywiste, że pracy w gminie nie dostanie się bez znajomości - denerwował się pan Ryszard, którego spotkaliśmy w kiosku Lotto, obok urzędu.
- Taki problem zawsze występował, ale w ostatniej kadencji samorządu bardzo się nasilił. Niby wszyscy są wyłaniani w konkursach, ale jak jest naprawdę, każdy wie - zaznacza Sławomir Mroczek. Innego zdania jest radny Wiesław Kasperek. - Nie wiem, o co ten szum, to raczej norma w naszym kraju. Prawo przecież tego nie zabrania - podkreśla.
- Jeśli żadna wskazana osoba bezpośrednio nie podlega pani sekretarz, to prawo rzeczywiście tego nie zakazuje. Jednak taka sytuacja sugeruje, że możemy mieć do czynienia z nepotyzmem - uważa Adam Sawicki z Fundacji im. S. Batorego. - Oczywiście każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie, ale zawsze rodzi się w takich sytuacjach pytanie, czy dana osoba dostała pracę, bo była bardziej kompetentna od innych, czy też decydowały znajomości. Mieszkańcy odbierają to jako przejaw nieuczciwości władzy. Najgorsze jest jednak to, że w Polsce wśród polityków i samorządowców nepotyzm i konflikt interesu cały czas nie są traktowane jako problem. Czasami wręcz tłumaczy się to potrzebą pomagania rodzinie - dodaje Sawicki.
za: Kurier Lubelski
KOMENTARZ: Nie od dziś wiadomo, że aby dostać pracę w jakichkolwiek urzędach nie koniecznie gminnych trzeba mieć znajomości. Bez tego ani rusz. Wszystkie te konkursy to pic na wodę, fotomontaż, gdyż posada jest już zarezerwowano wcześniej.
Prawda jest taka, że jak już ktoś się dostanie do koryta to bierze z niego jak najwięcej dla siebie i dla bliskich. Tak jest w całej Polsce i jeszcze długo będzie :(
Rozwiązaniem jest zmiana obowiązującego prawa, ale do tego jeszcze dłuuuga droga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz